niedziela, 28 kwietnia 2013

Za tydzień matura...

Tytuł mówi sam za siebie ;)
Będę z Wami pełną gębą po 24 maja, kiedy to mam ostatni ustny egzamin z angielskiego.
Xoxo ♥

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Wyniki "Wiosennych wariacji" :)

Na pewno z niecierpliwością czekacie na wyniki "Wiosennych wariacji", ale najpierw muszę trochę ponarzekać.  W rozdaniu wzięło udział 82 osoby, z czego 72 poprawnie wypełniły formularz zgłoszeniowy i spełniły warunki zaznaczone w regulaminie. Zdarzały się osoby niepełnoletnie, które mogły wziąć udział w zabawie, ale były zobowiązane do wysłania mi zgody rodzica - czego nie zrobiły, takie które wypełniły za dużo TAKów w formularzu, a nawet zapomniały o obserwacji. TAKi w zgłoszeniu były weryfikowane i jeśli coś było nie tak, obcinałam ilość losów. Jednak w związku z podstawowymi zasadami jak wiek i publiczna obserwacja, nie mogłam być łagodna. Takie zgłoszenia nie były brane pod uwagę.
Dodatkowe trzy losy za najciekawszą odpowiedź otrzymały:


Teraz czas na najprzyjemniejszą część :)
Losów w sumie było aż 206! Wszystkie pisałam ręcznie :)



Panie i Panowie, szczęśliwą zwyciężczynią zostaje...


Serdeczne gratulacje :D!
Czekam na Twój adres - poziomkova1907@gmail.com.

Bardzo dziękuję wszystkim uczestnikom i życzę powodzenia w kolejnym rozdaniu, bo mam takowe w planach :)
Xoxo ♥

Przykro mi, że kilka minut po ogłoszeniu wyników rozdania, obserwatorzy uciekają. Nie będą oni brani pod uwagę w kolejnych tego typu zabawach.

środa, 10 kwietnia 2013

Melodramat pt. rozjaśniacz

Niestety ściemniały mi włosy. Z jaśniutkiej sześcioletniej blondyneczki zrobił się stary, osiemnastoletni, ciemny popielaty blond z miedzianą szamponetką w tle. Padło na alpejskie kombinacje z rozjaśniaczem Delii.


Nie była to do końca przemyślana decyzja, ale melodramat zaczął się dopiero później. Wynajęłam swoją mamusię, bo przecież oczu z tyłu głowy nie mam (a przydałyby się ;)), aby mnie upiększyła. Na moje włosy zużyłyśmy dwa opakowania, ale jakby były do dyspozycji trzy, to komfort byłby większy ;). Papka wymagała niemałego rozcieńczenia wodą utlenioną. Nakładanie okazało się drogą przez mękę - tępa, grudkowata konsystencja i zasychanie na włosach, powodowało efekt sklejonych strąków. W razie ominięcia jakiegoś pasma, naprawa błędu była praktycznie niemożliwa. Zapach, jak zapach rozjaśniacza, niezbyt przyjemny, ale nie przeszkadzał mi w jakimś ogromnym stopniu. Jakieś 10 min po rozpoczęciu nakładania było mi ciepło w głowę. To znaczyło, że działa :). Żadnego parzenia nie odczułam. Gdyby tak było, natychmiast siedziałabym z głową pod kranem ;). Między 15 a 20 minutą zaczęłam lekko panikować, bo od skóry błyskała mi jasność... Po zmyciu okazało się, że mam platynowo-jajeczne odrosty. Uśmiałam się ;). Tęcza na głowie to mało powiedziane: od skóry platynka przechodząca w jajeczniczkę prosto z patelni poprzez marchewkę. Miałam w zanadrzu szamponetkę w kolorze ciemnego blondu, więc rachu ciachu i efekty były takie (odrobinę jaśniejsze, o ton lub półtora, niż na zdjęciach, ale kolor włosów z bliska jest naprawdę trudny do oddania w 100%) :

                            PRZED                                                                                                      PO










PRZED













PO







Kolor przez tydzień od rozjaśniania zrobił się bardziej rudy, ale dzięki temu wszystko mniej więcej się wyrównało. Włosy na dzień dzisiejszy wyglądają odrobinę ciemniej (ach to szalone światło), ale odcień jest oddany bardzo ładnie :)



















Rozjaśniacz wypada stosunkowo słabo, ale ostateczny efekt mnie zadowolił :). Odejmuję mu duuużo punktów za problematyczną aplikację, choć rzeczywiście skutecznie rozjaśnia. Pięknego blondu nim nie uzyskacie, ale zazwyczaj po tego rodzaju zabiegach za jakiś czas kładzie się farbę, która powinna dobrze współgrać z gotowymi do przyjęcia koloru włosami :)
Ombre powinno wyjść pięknie, ale do całych włosów nie polecam.

Jakie są Wasze doświadczenia z rozjaśniaczami? Jak Wam się podoba efekt :)?
Xoxo ♥

Pamiętajcie, że do piątku możecie się zgłosić do mojego rozdania :)



sobota, 6 kwietnia 2013

Przypominajka

Został Wam już niecały tydzień do zgłoszenia się w moim wiosennym rozdaniu.
Przypominam też, że gdy zgłosi się 100 osób (a zostało już niewiele do tej liczby!), do zgarnięcia będzie jeszcze drugi podobny zestaw, więc wygrają dwie osoby!
Wszystkim uczestnikom życzę powodzenia, a tych, którzy zwlekają ze zgłoszeniem, zapraszam do udziału :)





Napisałam właśnie dla Was setnego posta!
Dziękuję, że jesteście ze mną ♥
Xoxo

środa, 3 kwietnia 2013

Akcja chaber

 Dzisiaj w roli głównej wymiankowy nabytek - chabrowy eyeliner Wibo. Dalej jestem zachwycona czarnuszkiem ze standardowej kolekcji, ale zapragnęłam więcej ;)


Liner ma bardzo wygodny, cienki i tym samym precyzyjny pędzelek. W kałamarzu mieści się
8 ml produktu, więc dwa razy więcej niż w eyelinerach ze stałej oferty.


Kosmetyk jest troszkę problematyczny w nakładaniu, ponieważ za pierwszym pociągnięciem nie gwarantuje równomiernego koloru. Kilka dodatkowych machnięć ładnie wyrównuje barwę i nadaje jej intensywności. Góra lodowa pojawia się trochę później. Po wyschnięciu liner zaczyna pękać i stopniowo się kruszyć. Możecie to zobaczyć w wewnętrznym kąciku oka na zdjęciu. Przy nieopatrznym potarciu powieki kreski już nie ma. Nic się nie rozmazuje, zostaje tylko mgiełka chabrowego koloru.



Nie sprawdzałam, ale podejrzewam, że na szaleństwo imprezowe się nie nadaje. Bałabym się, że przy tańcu, potarciu oka, mocniejszym przymknięciu powiek mógłby popsuć cały makijaż. Chyba że będzie się z nim obchodzić jak z jajkiem ;)
Ogólnie jego właściwości wypadają blado, nie mniej jednak bardzo podoba mi się efekt, jaki daje na oku :). Kolor i metaliczne wykończenie rekompensuje trudności w aplikacji. Trwałość natomiast pozostawia wiele do życzenia.

Ogólnie nie polecam, bo możecie się zawieść na żywotności makijażu, ale osobiście uwielbiam go za kolor i ogólne wrażenie ;)
Jakie są Wasze doświadczenia z chabrowym delikwentem?
Xoxo ♥

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Antyperspirant Nivea Stress Protect w duecie z zajączkiem na sankach

Święta, święta i po świętach. Nie można tego powiedzieć o śniegu, którego spadło ostatnio ponad 30 cm i nie ma najmniejszego zamiaru zniknąć. Trzeba ulepić śnieżnego zająca, a Lany Poniedziałek uświęcić rzucaniem się śnieżkami.
Stresu mamy przez aurę za oknem co niemiara, więc trzeba się jakoś bronić! Przynajmniej próbować.


Antyperspiranty to temat, w którym ciężko mi dogodzić. W zasadzie nie mi, ale mojej skórze, która z mało którymi wchodzi w układy. Niestety ta para nie stała się moją ulubioną. Do zapachu nie mogę się przyczepić, ponieważ jest charakterystyczny dla Nivei - mi się podoba. Aerozol nie drażni dróg oddechowych i nie dusi, tak jak Rexona. Wydajność jest bardzo ok, choć w moim przypadku to niedobrze, bo będę się musiała z nimi trochę pomęczyć. Kluczowym tematem jest to, czy zabezpieczają przed nieprzyjemnym zapachem i wilgocią. Otóż odpowiedzi brzmią: raczej tak i niekoniecznie. Nieprzyjemny zapach jest zamaskowany, ale pod koniec dnia wymieszany z zapachem antyperspirantu trochę mnie drażni, choć może to tylko mój wymysł ;). Wilgoć niestety jaka była, taka jest. Okropnym minusem jest też to, że oba produkty i solo, i w duecie wysuszają obszar pod pachami :(. Żaden inny antyperspirant tak się nie zachowywał. Nie wyobrażam sobie używać ich latem. Rexona u mnie sprawdzała się lepiej, bo ograniczała występowanie wilgoci, póki nie przestała w ogóle działać... No cóż, coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że dla mnie są tylko blokery :(
Nie mam pojęcia, czy mogę polecić te produkty. Na Waszym miejscu nie upierałabym się przy ich kupnie i poszukała czegoś innego.

Mimo tak fatalnej pogody, zajączek przyjechał do mnie... na sankach, bo już w piątek dostałam dwie paczki wymiankowe, jupiiii :). Mam nadzieję, że niczego nie pomieszałam, bo już zapomniałam, co było w której kopercie ;)
Pierwsza od Pauli (klik!), w której znalazł się balsam do ust Oriflame o zapachu jabłka i owsu, masło H&M o zapachu trawy cytrynowej, lakier H&M Metallic Petrol ( szałowo wygląda :D ), lakier Wibo So Matte nr 05 ( maltretuję go przez święta ;) ), kredka do oczu Cargo Minx i jeszcze dwie kredki Prestige, róż w płynie Cargo Flush Rose i gratisy w postaci mini kremowego żelu pod prysznic Dove ( pięknie pachnie :D ) i saszetki kremu No7.

 
Druga od Gosi (klik!), która upakowała dla mnie lakiery Avon ( Lemon i Pastel Pink - coś czuję, że będę je maltretować przez całe lato ;) ), liner Wibo w kolorze metalicznego kobaltu i mnóstwo gratisów: pokaźne próbki żeli pod prysznic Original Source o zapachu śliwki i syropu klonowego oraz pomarańczy i lukrecji ( nienawidzę lukrecji, ale to jest poprostu niebo w... nosie ;) ), próbkę kremu Olay, maseczki Rival de Loop i różowy, holograficzny brokat.


Kochane, dziękuję Wam za przesympatyczne wymianki ♥

Jak minęły Wam święta :)? Zajączek też do Was zawitał ;)? Jakie są Wasze doświadczenia z serią Nivea Stress Protect?
Xoxo ♥ 

Dziękuję, że tak entuzjastycznie przyjęliście zmiany na blogu ♥
Bardzo się starałam i cieszę się, że Wam się podoba :) 
Zaczynam działać na twarzo-książce, ale opornie mi to idzie. Ktoś pomoże :D?
Covtrawiepiszczy na facebooku (klik!)