sobota, 30 czerwca 2012

Blue & Fluo

W związku z rozpoczętymi wczoraj wakacjami i prawdziwie letnią temperaturą za oknem, przedstawiam nowo nabyty lakierowy duet na dziś :)


Standardowo u mnie mini Golden Rose - Miss Selene ;). Dominuje bezbłędny turkus, którego brakowało mi w mojej rodzince. Odrobinę śledząc trendy, można się zorientować, że na fali są teraz kolory, od których aż bolą oczy, czyli tzw. żarówki ;). Jestem szczęśliwą posiadaczką jednego takiego koloru - wściekłej żółci z zielonym tonem. Bardzo mi się to połączenie podoba.


Oba lakiery mają dość rzadką konsystencję, ale nie rozlewają się po paznokciu. Turkusowym uzyskuję zadowalające mnie krycie po trzech warstwach, choć po dwóch też byłoby nieźle ;). Żółtym musiałabym się bawić chyba ze dwa dni, żeby końcówka paznokcia nie prześwitywała. Dla mnie cztery warstwy są w sam raz :). Za obydwa cudaki zapłaciłam po 3zł/szt.


Jakie są Wasze najświeższe letnie zdobycze ;)? A może jeszcze na coś polujecie? Piszcie, drogie Łowczynie ;)
Xoxo ♥

czwartek, 21 czerwca 2012

Biovax Intensywnie Regenerująca Maseczka

Tym razem na tapetę wędruje maska do włosów firmy L'biotica - Biovax Intensywnie Regenerująca do włosów słabych ze skłonnością do wypadania... Uff, co za długaśna nazwa ;)


Nigdy nie miałam potrzeby używania produktów do włosów bez parabenów i SLSów. Widziałam mnóstwo dziewczyn na YouTube i na blogach, które zachwycały się cudownymi jak woda z Lichenia efektami po użyciu takowych rzeczy. Ja patrząc na swoje włosy nie widziałam jakiejś katastrofy, więc doszłam do wniosku, że nie będę biegać za takim albo owakim szamponem. W trakcie jednego z nielicznych wypadów do stolicy, w bodajże Super-Pharm, nagle zmieniłam zdanie i włożyłam do koszyka szampon Biovax Latte z proteinami mlecznymi (pisałam o nim TUTAJ). Wącham - łał, łał, szał ciał. Bardzo mleczny, odrobinę słodki zapach. I na tym się skończyło. Nie chciałam powtarzać tego niewypału i nigdy drugi raz nie kupiłam żadnego szamponu z tej firmy. Po długim czasie w aptece Dr Max nastąpił boom na Biovaxa - przeceny. Choć podchodziłam jak małpa do jeża, skusiłam się. Wcześniej duuużo poczytałam i zakup okazał się... trafny :D! Fajne kartonowe opakowanie (które u mnie się niestety nie uchowało), zawierające maskę, próbeczkę serum do końcówek z wit. A+E oraz termocap (foliowy czepek, który ma za zadanie utrzymać ciepło). Maska pachnie genialnie, bardzo świeżo. Ma konsystencję powiedzmy rzadszego budyniu, ale nadal treściwego i dość gęstego oraz ciekawy zielonkawy kolor. Trzymam ją na głowie od 0,5 godziny w górę, ale nie więcej niż godzinę. Uważam, że wtedy daje najlepszy efekt. Nie widziałam jeszcze tak odżywionych włosów. Zachowują się tak, jakby dostały jakiegoś energetycznego kopa :D. Są sprężyste (ponieważ mam falowane włosy), lśniące i mięciutkie jak włoski niemowlaczka, a przy tym bajecznie pachną ;). Mogłaby obciążyć włosy, ale wtedy trzeba naprawdę przesadzić z nakładaną ilością. Poza tym nie zauważyłam żadnych minusów tej maski :). Tutaj: sposób użycia, skład i info od producenta:


U mnie rewelacyjnie się spisała, w przeciwieństwie do mojego koszmaru z proteinami mlecznymi... Masek do innych typów włosów nie stosowałam, ale tą polecam każdemu :)

Jaka jest Wasza ulubiona? Może ta sama co moja ;)?
Xoxo ♥

niedziela, 17 czerwca 2012

Ziaja Bloker

Dzisiaj mój wstydliwy problem... nadmierna potliwość. Próbowałam walczyć z tym potworem od środka preparatem o nazwie PerspiBlock. Był świetny, ale pojawiły się u mnie problemy z koncentracją wywołane przez jakiś składnik tabletek. Niestety musiał iść w odstawkę. Potem wszystko wróciło do poprzedniego stanu. Zewnętrznie wcześniej stosowałam Odaban, ale baaaardzo podrażniał skórę, powodował niemiłosierne pieczenie.
W końcu pewnego dnia spotkałam takie niepozorne opakowanko na półce...


Mówię sobie "łał, trzeba spróbować". Rzeczywiście był genialny, ponieważ plamy na ubraniach zniknęły. Zabarwiał delikatnie pidżamę na biało, ale nie było to odbarwienie , więc dało się sprać :). Tutaj możecie przeczytać co obiecuje producent i skład:


Niestety po dłuższym stosowaniu - oczywiście nie codziennie, tylko wg zaleceń na opakowaniu - przestał skutecznie działać. Plamy powróciły, mimo, że mniejsze, ale nadal są moją zmorą :(. Nie wiem co mam myśleć o tym produkcie... Myślałam, że będzie wybawieniem, a jest rycerzem bez zbroi i białego rumaka.

Wy też macie, albo miałyście tego typu problem? Może wiecie, jak można skutecznie temu zaradzić?
Xoxo ♥

czwartek, 14 czerwca 2012

Włochy, ale nie w meczu z Chorwacją, tylko na głowie ;)

Byłam tu ostatnio tydzień temu, więc dobrze by było zajrzeć. Otóż przybywam, przybywam ;). Dzisiaj głównie oczyszczanie włosów plus mały bonus w postaci odżywki. Wspomnę o niej dlatego, że łączy się z szamponem ;).
Moje włosy z natury są bardzo kapryśne - raz kręcone, raz falowane, raz nijakie. Często mają złe dni, bo są już długie :D. Szkoda mi podciąć choćby i centymetr, bo wydaje mi się, że wolno rosną. Za to grzywka buja się jak szalona i ciacham ją dość często ;). Prostuję włosy bardzo rzadko, od wielkiego dzwona - na imprezę, albo jak już zawitam u fryzjera.


Najczęściej używam szamponu Head & Shoulders przeciw wypadaniu włosów. Jest jedynym przeciwłupieżowym produktem w mojej szafce. Często wraca mi nie tyle ogromny łupież, ale drobny biały pyłek, a szampon radzi sobie z tym dobrze. Kiedyś borykałam się z dosłownie krwawiącą skorupą na głowie z powodu jakiegoś grzyba. Dermatolog przepisała mi płyn Clotrimazolum i zaleciła stosowanie Nizoralu. Po dwóch buteleczkach specyfiku problem całkowicie ustąpił i na szczęście już nie wrócił :).
Dove Intense Repair stosuję wtedy, kiedy mam ochotę na prostowanie włosów. Szampon bardzo ładnie wygładza włosy i sprawia, że są błyszczące i ładne się układają po prostowaniu. Ślicznie pachnie i ma gęstą, bardzo odpowiadającą mi konsystencję :)


Szampon wzmacniający ze skrzypem i rozmarynem w nowej szacie graficznej ;) (pisałam już o nim tutaj) idzie w ruch wtedy, kiedy potrzebuję odciążenia od wszystkich specyfików. Włosy po nim są uniesione i lekkie, błyszczące. Dobrze oczyszcza, ładnie ziołowo pachnie.
Lubię też odżywkę z tej samej serii. Mimo, że słowo "odżywka" kojarzy mi się z obciążeniem, to ten produkt absolutnie tego nie robi. Wzmacnia natomiast podatność na układanie i blask :).

"To wszystko na dzisiaj" jak mawia pan od geografii ;). Jakie są Wasze ulubione szampony? Też jesteście wierne jednemu od kilku lat, tak jak ja Head&Shoulders :)? Do następnego razu ♥
Xoxo ♥

piątek, 8 czerwca 2012

Kontrolowany szał szaf i personalizacja

 Pierwsze co się rzuca w oczy to zmiana wyglądu bloga, prawda ;)? Postanowiłam go trochę spersonalizować. Nie jest to zapewne ostateczny efekt, ale bardziej mój ;).

W ubiegłym tygodniu na wyjeździe odwiedziłam w Zakopanem Naturę. Szłam z rozdziawioną buzią, bo szafy Catrice, My Secret, Sensiqe, dwóch wielgachnych Essence i wielu innych obok siebie w takiej ilości jeszcze nie widziałam. Mało może jeszcze me oczy doświadczyły, bo raczej poza miejscowym Rossmannem i dwoma osiedlówkami nigdzie nie bywam ;). Ale do rzeczy... Rozpoczął się szał szaf. Przekładanie, oglądanie, wkładanie i wykładanie z koszyka. Zdecydowałam, że włączę kontrolę nad swoją fantazją i wezmę tylko to, czego nie znajdę u siebie. Wahałam się jeszcze między trzema lakierami: topperem Essence, topperem (płatkami!) My Secret i miętusem również z My Secret. Ale w końcu nie wzięłam żadnego z nich ;). Wybór padł na dwóch szczęśliwców:



- lakier Catrice Ultimate Nudes 090 Karl Says Très Chic - genialny, mistrzowski, przybrudzony, zgaszony róż. Na paznokciach wygląda bardzo elegancko i kobieco. Taka minimalistyczna wersja klasycznej czerwieni :). Bardzo, bardzo mi się podoba. Jeszcze takiej perełki, o tak niespotykanym kolorze w swojej kolekcji nie miałam ;). Trzyma się tak jak zawsze 4-5 dni, bez męczenia rąk ciągłym zmywaniem i innymi tego typu pracami. Kosztował ok. 10 zł.
- tusz My Secret Extra Lash - urzekła mnie zamieszczona w szafie pod nim etykietka, która przedstawiała świetną szczoteczkę. Zobaczyłam i mordka sama się ucieszyła :D. 


Nie za duża, nie za mała i plastikowa/silikonowa (nie mam pojęcia z czego dokładnie jest zrobiona). Zdjęcie bardzo przekłamuje odcień tła ( doniczki ;) ), ale w tym wypadku to nieistotne ;). Bardzo dobrze tuszuje górne rzęsy, ale jeszcze lepiej dolne przez nieduże rozmiary szczoteczki. Za pierwszymi pociągnięciami odrobinę skleja, ale wystarczy pojeździć szczoteczką trochę dłużej i wszystko się pięknie wyczesuje i rozdziela. Nie mam pandy pod okiem ani pokruszonych drobinek. Troszkę długo schnie. Robiąc swoje firanki, trzeba poczekać, żeby nie odbiły się pod brwią. Poza tym zmywa się dobrze i nie rozmazuje :). Jednak opakowanie ma jedną wadę estetyczną... Lustrzana warstwa szybko odpryskuje. Ubytek możecie podziwiać na zdjęciu nad napisem przy zakrętce. Cena tuszu jest śmiesznie niska, ponieważ wynosi ok. 10 zł. Za taką cenę i jakość naprawdę godny polecenia :)

Polowałyście ostatnio na coś w drogeriach? Udało się, czy pomysł spalił na panewce ;)?
Xoxo ♥

środa, 6 czerwca 2012

Żele, żeliki i inne specyfiki do mycia i zadośćuczynienie

Witajcie Kochani po długiej przerwie. Wiem, wiem... Nie dotrzymałam słowa i nie dodałam posta przed wyjazdem. Nie wyrobiłam się po prostu czasowo. Miałam masę spraw do załatwienia i jeszcze motyw przewijających się gości i mini wyjazdów na wieś, potem pakowanie. Ale achhh... szkoda gadać ;). Na wstępie na pocieszenie widoki, które były ze mną przez prawie całe pięć dni zeszłego tygodnia.



Dzisiaj, tak jak miało być, na tapetę idą specyfiki do mycia ciała: żele, mleczka pod prysznic. Do tej pory nie miałam żadnej stałej marki ani zapachu, którego ciągle bym używała. Jednak to się zmieniło od... już jakichś dwóch zużytych opakowań ;)


Ta dam! Idealny żel/mleczko pod prysznic - Palmolive! Moją pierwszą butelką był miód i mleko. Ubóstwiałam :). Na zdjęciu widzicie mój drugi zapach - kwiat pomarańczy (raczej nie polecam, bo po kilku myciach mnie drażnił) i obecny - oliwkowy (fantastyczny!), którego zużyłam już prawie połowę. Jest przede wszystkim wielki, bo ma aż 750 ml. Poza tym ma najlepszy dozownik na świecie - pompkę, więc nie martwię się, że produkt będzie wyciekał z butelki po aplikacji na myjkę. Nie jest wodnisty ani za gęsty. Tworzy gęstą pianę, dlatego można używać go jako płynu do kąpieli. Co jest jeszcze ważne, to nie wysusza skóry :). Jego regularna cena jest wzięta z kosmosu, ponieważ w Rossmannie kosztuje 19,99 zł. Trochę sporo, więc zawsze czekam na promocję, kiedy mogę go dostać za bodajże 13 zł. W osiedlowej drogerii odkryłam go w regularnej cenie za 14,5 zł, więc biedować nie muszę ;).


Na przecenowej półce w Rossmannie można naprawdę znaleźć rzeczy, na które wcześniej nie zwróciłoby się uwagi. Tak było z żelem Fa. Niby taki niepozorny, ale jak świetnie pachnie - bardzo świeżo, owocowo. Podobno to liczi i melon, choć nie mam pojęcia jak razem pachną ;). Równie dobrze się pieni. Nie używałam go tylko jako płynu do kąpieli. Szkoda mi go, bo 250 ml to nic w porównaniu z Palmolive ;).


Tutaj kolejka moich "czekaczy" ;). Zacznę nietypowo, bo od prawej strony:


Na początku maja wspominałam Was o masełku do ciała Ziaji z serii Sopot Spa. Zapach tak mnie urzekł, że postanowiłam kupić i żel pod prysznic. Jeszcze go nie używałam, ale stoi i czeka grzecznie na swoją kolej.
Nektar Apartu przypadkiem trafił do szafeczki, bo dostałam go od mamy. Wie, że lubię takie rzeczy ;). Cen tych dwóch nie pamiętam, ale na pewno nie były zastraszające. Wtedy bankowo bym ich nie miała ;).
Orientalny Wellness Beauty (cena 2,8 zł - na do widzenia w Rossku) urzekł mnie... no czym innym mógłby, gdyby nie zapachem? Według mojego nosa nie macie co liczyć na czarny pieprz i kardamon :P. Dwa słowa: winogronowe mentosy. Niestety nie widziałam ich już w sklepach :(. To przecież mój smak i zapach dzieciństwa :)

Co u Was słychać? Strasznie się stęskniłam i zabieram się za zaległe komentowanie ;). Byłyście ostatnio na jakiejś wycieczce w świecie? Może dopiero planujecie? A jaki zapach ma Wasza piana w wannie ;)?
Xoxo ♥